cezary łazarewicz: żeby nie było śladów. sprawa grzegorza przemyka [2016]

Wydawnictwo Czarne

10/10

Nie pamiętam, kiedy ostatnio jakaś książka wywołała we mnie takie emocje. Nie pamiętam, czy jakakolwiek kiedykolwiek takie wywołała.

Siłą „Żeby nie było śladów” jest to, że choć Łazarewicz nie jest bezstronny (kto tu, kurwa, mógłby być?), to nie gra na uczuciach czytelnika. Nie robi również z Barbary Sadowskiej, matki Grzegorza Przemyka, osoby świętej. To bardzo skomplikowana postać, pełna słabości, ale o niewiarygodnej sile. Śledząc jej losy, odczuwa się wręcz fizyczny ból.

Tak samo, jak wtedy, gdy czyta się o Kiszczaku, Urbanie i innych skurwysynach zamieszanych w śmierć 19-latka czy też w ukrywanie prawdy o niej.

Czytasz i trudno uwierzyć w to, jak wielkie było zaangażowanie machiny państwowej w mataczenie w sprawie Grzegorza Przemyka, by ukryć fakt, że zabili go milicjanci.

Oczywiście winni nie zostali ukarani. Ale to chyba żaden spoiler. To tylko drobne niedopatrzenie w „sukcesie transformacji”.